Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 13 października 2025 17:48
PRZECZYTAJ!
Reklama

Komu edukacja zdrowotna nie wyszła na zdrowie?

Nowy, nieobowiązkowy, a dla wielu kontrowersyjny przedmiot nie spotkał się - delikatnie mówiąc - z entuzjazmem i nie dotyczy to tylko powiatu mikołowskiego, ale całej Polski. W wielu szkołach, zwłaszcza ponadpodstawowych, z edukacji zdrowotnej wypisali się... wszyscy uczniowie.
Komu edukacja zdrowotna  nie wyszła na zdrowie?

Edukacja zdrowotna dwa razy stała się medialnym, ogólnopolskim tematem numer jeden. Po raz pierwszy zrobiło się o niej głośno, kiedy minister edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała wprowadzenie tego przedmiotu, ale pod naciskiem sporej części opinii publicznej, wycofała się z obowiązkowych lekcji. Uczestnictwo w zajęciach jest dobrowolne. Rodzice mieli czas do 25 września, aby wypisać swoje dzieci, a pełnoletni uczniowie mogli zrobić to samodzielnie. Po tym terminie edukacja zdrowotna znów trafiła na paski informacyjne. Okazało się, że zainteresowanie nowym przedmiotem jest niewielkie, a miejscami wręcz zerowe. Publicyści sprzyjający obecnej władzy sugerują, że decydujący wpływ miała zainicjowana przez środowiska konserwatywne kampania nawołująca do wypisywania uczniów z tych zajęć.

Czy rzeczywiście?

W najbardziej progresywnym i liberalno-lewicowym mieście, jakim jest Warszawa jedynie 14 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych chce uczestniczyć w lekcjach edukacji zdrowotnej. Podobnie jest w innych bastionach Platformy Obywatelskiej. Na przykład w gdańskich technikach tylko 9 proc. uczniów nie wypisało się z zajęć. Jednocześnie poparcie dla PO jest tam niezmiennie wysokie, co oznacza, że ludzie nie stracili zaufania do rządzącej partii, ale coś jest nie tak z samym przedmiotem. Przypomnijmy, że zakres programowy edukacji zdrowotnej obejmuje 
10 działów: wartości i postawy, zdrowie fizyczne, aktywność fizyczna, odżywianie, zdrowie psychiczne, zdrowie społeczne, dojrzewanie, zdrowie seksualne, zdrowie środowiskowe, internet i profilaktyka uzależnień.

Całe zamieszanie dotyczy punktu ósmego, czyli seksu, który zawsze wzbudzał w Polsce niezdrowe emocje, co bezwzględnie wykorzystują politycy w swoich ideologicznych wojenkach.

Wcześniej, szeroko pojętą edukacją seksualną zajmował się przedmiot: wychowanie do życia w rodzinie. W czasach rządów PiS był on atakowany ze strony liberalno-lewicowej opozycji za „nienowoczesne” podejście i prawicowe „skrzywienie”. Po dojściu do władzy koalicji skupionej wokół PO i powierzeniu resortu edukacji Barbarze Nowackiej było jasne, że wychowanie do życia w rodzinie zniknie ze szkół, a raczej zostanie zastąpione przez inny projekt. Pojawiły się zastrzeżenia, że minister znana z radykalnych poglądów, może przerzucić ideologiczną wajchę na drugą, lewą stronę. Niestety, polityczno-medialny szum towarzyszący zmianom w szkolnictwie tylko wzmocnił te obawy. Edukacja zdrowotna stała się - jak większość obszarów naszego życia publicznego - kolejnym frontem polityczno-prywatnej wojny między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim. W efekcie, intensywnej kampanii promującej nowy przedmiot towarzyszyła równie widowiskowa akcja nawołująca do jego bojkotu.

Jak zasygnalizowaliśmy wcześniej, nie wszystko jednak da się wytłumaczyć ideologią.

W masowej rezygnacji z edukacji zdrowotnej duży, a może największy wpływ, ma uczniowska pragmatyka. Przedmioty dobrowolne zazwyczaj planowane są na początku albo na końcu zajęć lekcyjnych. Czyżby w ministerstwie zapomnieli o starej uczniowskiej zasadzie głoszącej, że jeśli można się dłużej wyspać albo wcześniej urwać ze szkoły, to nie wolno marnować takiej okazji. Edukacja zdrowotna mogłaby się jeszcze obronić gdyby oferowała młodzieży coś ciekawego i odkrywczego. Tymczasem brakuje wykwalifikowanej kadry do tego przedmiotu, a często do zajęć kierowani są nauczyciele w-f. Być może chodzi o podprogową sugestię, że do udanego seksu potrzebna jest dobra sprawność fizyczna i kondycja. Mówiąc jednak poważnie i biorąc pod uwagę, że dla młodzieży głównym źródłem informacji na ten wrażliwy temat jest internet, trzeba naprawdę rewelacyjnej oferty edukacyjnej, aby przyciągnąć uczniów. Tak się nie stało. Szczególnie na przykładzie szkół średnich widać, że edukacja zdrowotna nie trafiła w oczekiwania uczniów. Czyżby ludzie odpowiedzialni za wdrożenie nowego przedmiotu zapomnieli, że młodzież w tym wieku jest przekonana o swojej mądrości i doświadczeniu? Z czasem życie pokaże im, że wciąż niewiele wiedzą, ale od 15-18 latków trudno wymagać takiej autorefleksji. Do uczniów szkół średnich trzeba wiedzieć, jak trafić. Najwyraźniej pomysłodawcom edukacji zdrowotnej zabrakło takiej umiejętności i pokoleniowego wyczucia. W Ministerstwie Edukacji Narodowej powinni się głęboko zastanowić nad przyczynami tej porażki i jak z niej wybrnąć. Naszym zdaniem rozwiązania są dwa: wprowadzić edukację zdrowotną jako przedmiot obowiązkowy albo z niej zrezygnować. 

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama