Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 17 maja 2024 09:39
PRZECZYTAJ!
Reklama

Ktoś tu ściemnia

W Mikołowie - jak się okazuje - najciemniej jest pod latarnią. Nowe, ekologiczne oświetlenie miało przed wyborami podkreślić skuteczność burmistrza Stanisława Piechuli w pozyskiwaniu środków unijnych. Tymczasem stało się źródłem problemów. Urząd Marszałkowski, zamiast wypłacić pieniądze, zwrócił się do Prokuratury Okręgowej w Katowicach, aby zbadała, co się święci i świeci w Mikołowie.
Ktoś tu ściemnia

 

Jeszcze w 2016 roku burmistrz Stanisław Piechula tak pisał na profilu facebookowym o wymianie oświetlenia w Mikołowie: „Pozyskaliśmy milion złotych, by dodatkowo oszczędzać rocznie 300 tysięcy. Wartość całego projektu to ponad 1,2 mln. zł, z czego ponad milion (85% kosztów) stanowi pozyskana dotacja”. Niestety, te informacje nie są prawdziwe, a przynajmniej straciły na aktualności.

 

Pieniądze na poprawę efektywności energetycznej oświetlenia dosyć szerokim strumieniem płynęły w ostatnich latach do śląskich gmin.

 

Część samorządów nie robiła wokół tego zamieszania, traktując to jako jedną z wielu unijnych dotacji, które w miarę łatwo można dostać. Natomiast w wielu miastach, do których należy Mikołów, pozyskane pieniądze na ekologiczne, ledowe żarówki stały się motorem pijarowych akcji, podkreślających skuteczność lokalnych władz. W sumie nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że wszystko robione jest jak należy.

 

Niestety, w Mikołowie coś poszło nie tak.

 

Projekt dofinansowany przez Urząd Marszałkowski przewidywał montaż 1047 energooszczędnych opraw oświetleniowych i nowoczesnego systemu sterowania. W nocy, kiedy miasto śpi, a oświetlenie jest przyciemnione operator może w ciągu kilku sekund w pełni rozświetlić kilka latarni w miejscu wypadku lub robót drogowych. To dobre i oszczędne rozwiązanie. Teoretycznie, zrealizowanie takiej inwestycji za milion złotych nie powinno sprawiać problemów w 40-tysięcznym Mikołowie. Tymczasem już pierwszy przetarg na oświetlenie został w niejasnych okolicznościach unieważniony w maju 2016 roku. W czerwcu szybko ogłoszono kolejny. Przy okazji skrócono o połowę (ze 100 tys. do 50 tys. godzin) wymagany czas świecenia diod LED w oprawach drogowych. W praktyce oznacza to, że zamiast ćwierć wieku będą służyły 12-13 lat, ale to jest najmniejsza z wątpliwości. Przetargi ogłaszane przez instytucje publiczne słyną z zaostrzonych norm i wymagań. Wszystko po to, aby odsiać firmy, które dla zdobycia zlecenia gotowe są zaniżać ceny w myśl zasady: dostać kontrakt, a później się martwić. Mikołowski magistrat poszedł inną drogą.

 

W ogłoszeniu o przetargu nie wymagano doświadczenia w realizacji podobnych prac czy referencji. Potencjalny wykonawca nie musiał nawet wykazać się odpowiednią ilością gotówki, gwarancjami bankowowymi lub chociażby ubezpieczeniem OC. Urzędnicy, zamawiając nowoczesny system sterowania, nie pomyśleli, aby zażądać od oferentów szczegółowych informacji o jego funkcjonowaniu lub chociażby prezentacji. Do walki o kontrakt stanęły trzy firmy. Najdroższa oferta wynosiła 1,257 mln zł, kolejna 1,139 mln zł. Przebiła je mała i nieznana firma z Warszawy, która zadeklarowała, że zamontuje oświetlenie w Mikołowie za 885 tys. zł.

 

W magistracie nikomu nie zapaliła się czerwona lampka, że tak tania oferta może wróżyć kłopoty.

 

Nie widziano nic podejrzano w tym, że firma zajmująca się inwestycjami oświetleniowymi ma siedzibę w skromnym, warszawskim mieszkaniu. Poza tym, po co wybierać tanią i niepewną ofertę, skoro większość kosztów pokrywała Unia Europejska? Po co oddawać pieniądze Urządowi Marszałowskiemu? Jeżeli pojawia się rażąco niska oferta, zleceniodawca zawsze może podzielić się wątpliwościami z Urzędem Zamówień Publicznych. Rynek pełen jest przykładów firm, które zaniżają ceny, bo są „słupem” dla anonimowego - na razie - potentata, który chce wykosić konkurencję dumpingowymi cenami. Dlaczego mikołowski magistrat nie zwrócił się do UZP? Takich pytań można stawiać wiele. Po raz pierwszy przymierzyliśmy się do napisania artykułu o wymianie oświetlenia w Mikołowie już w 2016r. Wstrzymaliśmy publikację, ponieważ chcieliśmy zaczekać na ruch Urzędu Marszałkowskiego, który dzieli unijną kasę i bierze odpowiedzialność za jej prawidłowe wydatkowanie. Zadaliśmy wtedy mikołowskiemu magsitratowi szereg pytań dotyczących tej inwestycji. Chcieliśmy wiedzieć, m.in. dlaczego Urząd Miasta zlecił realizację tak poważnego zadania typowej firmie „w teczce”. Odpowiedź była zaskakująca.

 

- Bezrefleksyjne używanie określenia „firma w teczce” jest niedopuszczalne, bo obowiązkiem zamawiającego jest umożliwienie jak najszerszego dostępu do zamówienia małym i średnim przedsiębiorstwom. (…) Zamawiający zwraca uwagę ponadto na kardynalną zasadę wyrażoną w art. 91 ust. 3 Prawa zamówień publicznych, zgodnie z którą kryteria oceny ofert nie mogą dotyczyć właściwości wykonawcy, a w szczególności jego wiarygodności ekonomicznej, technicznej lub finansowej. Jakiekolwiek więc sugestie eliminacji z postępowania „firm w teczce” są sprzeczne z zasadą równego traktowania wykonawców - odpisał nam Urząd Miasta.

 

Interpretując złośliwie, ale i dosłownie tę argumentację można założyć, że w Mikołowie do przetargu na wymianę oświetlenia mogli stanąć wszyscy, nawet firma F-press wydająca „Naszą Gazetę”.

 

Przecież nie wolno pytać o wiarygodność ekonomiczną, techniczną i finansową. Mamy wśród znajomych elektryków. Jakoś dalibyśmy radę. Realizacji projektu z uwagą przyglądali się działacze mikołowskich organizacji pozarządowych, które śledzą co, jak i za ile robi magistrat. Są wśród nich fachowcy z branży oświetleniowej i to oni przygotowali druzgocący raport z przebiegu montażu oświetlenia. Wskazali na 20 uchybień popełnionych - ich zdaniem - przez wykonawcę, a które zbagatelizował mikołowski magistrat.

 

Okazało się, że firma w dokumentacji ofertowej przedstawiła oprawy lamp innego producenta, niż te które później zamontowano.

 

W przypadku 430 opraw parkowych nie było deklaracji CE, obowiązkowej dla towarów sprzedawanych w Unii Europejskiej. Wszystkie te zastrzeżenia dotyczą spraw technicznych. Niewiele mówią ludziom spoza branży, ale znawcy problematyki oświetleniowej nie mają wątpliwości, że organizacja przetargu i sama realizacja tego zadania daleko odbiegała od standardów.

 

Burmistrz Stanisław Piechula bagatelizuje te zarzuty.

 

- Ludzie związani z firmą, która przegrała przetarg teraz się mszczą i nie chcą, aby nasze miasto dostało pieniądze z Urzędu Marszałkowskiego - mówi burmistrz Piechula.

 

Urząd Marszałkowski potraktował jednak te zastrzeżenia poważnie. Najpierw zlecił kontrolę realizacji projektu, a w lipcu skierował sprawę do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Mikołów zapłacił za wymianę oświetlenia z własnego budżetu. Wypłata dotacji z Urzędu Marszałkowskiego została wstrzymana, dopóki nie zostaną wyjaśnione wszystkie wątpliwości.

 

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama