Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 kwietnia 2024 05:58
PRZECZYTAJ!
Reklama

Hej kolęda, kolęda...

Piszemy o tym, jako pierwsi i ostatni. Znani i wpływowi ludzie związani z naszym powiatem spotkali się potajemnie, aby przygotować wspólną szopkę noworoczną. Z obawy, że nic z tego nie wyjdzie, intryga była utrzymywana w najgłębszej tajemnicy. Od naszego informatora dowiedzieliśmy się, gdzie i kiedy ma dojść do próby generalnej. W porożu plastikowego renifera umieściliśmy urządzenie podsłuchowe i rejestrujące obraz. W oparciu o te nagrania dokonaliśmy rekonstrukcji tych wstrząsających wydarzeń…
Hej kolęda, kolęda...

 

- Proszę Państwa! Zapraszam wszystkich do środeczka. Nazywam się Kewin i jestem coachem od eventów. To ja jestem autorem scenariusza szopki - młody człowiek w niebieskim, przyciasnym garniturze wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu.

- Uwaga zaczynamy od prostego wierszyka, z oklaskiem na co czwartą sylabę!

Po górach, dolinach

Niesie się nowina

Lud cieszy się wszelki

Bo królem został Mirosław Wielki

Elegancki mężczyzna w czarnym kapeluszu, którego nie zdjął mimo ciepła bijącego od kominka, ze zniecierpliwieniem machnął ręką.

- Panie coach! Ja wiem, że starostwo dorzuca się do tej szopki, ale nie wciskaj mi takiej wazeliny. Nazywam Mirosław Duży i to mi wystarczy. Nie chcę być Wielki.

- Król musi być Wielki. Robię w eventach od dziesięciu lat i jeszcze nigdy nie miałem w scenariuszu króla Dużego. Nawet Pana poprzednik miał dynastyczną ksywkę Henryk Pierwszy, a jego zastępca Henryk Drugi - odparł obrażony Kewin.

- Du du, dużo dużo nas, a więcej będzie wnet - ktoś z otoczenie starosty zanucił nagle stary szlagier Lady Pank.

Usłyszał to radny Przemysław Marek z PiS. Z wrażenia rozlał piwo na śnieżnobiały obrus. Trącił w bok Henryka Czicha, kolegę z klubu i najsławniejszego piosenkarza w powiecie.

- Słyszałeś? Oni chcą powiększyć klub i przejąć kogoś z naszych.

- No to mam dla nich niespodziankę - odparł Czich i z ponurą miną głośno zaczął śpiewać nową wersję swojego przeboju: Johnny, na taśmie mam…

W grupkę przy sąsiednim stoliku jakby piorun strzelił. Z krzesła poderwał się wielki, przysadzisty mężczyzna i podszedł do Dużego.

- Mirek, chyba jesteśmy ugotowani. W wojsku mówili na mnie Johny. Czich o tym wie, bo mamy wspólnych znajomych. Słyszałeś go? Oni mają nagrania z naszego spotkania, pamiętasz…

- kiedy my ten, teges…

- No wtedy właśnie. Ten kelner, który ciągle solniczki przestawiał, był jakiś niewyraźny.

- A mówiłem, żeby się zdrowo odżywiać. Jakbyście tak nie solili, to nie byłoby teraz afery - zdenerwował się starosta ciskając na podłogę czarny kapelusz.

Ich rozmowę przerwał niezmordowany Kewin. Przytaszczył na scenę pianino. Jego asystenci w pośpiechu dmuchali balony i mocowali się z wielkim, plastikowym bałwanem, który poturlał się w stronę suto zastawionego szwedzkiego stołu.

- Proszę Państwa i kolejna piosenka!

Ole, Olek wygraj, na burmistrza tylko Ty

Ole, Olek dzisiaj wybierzmy przyszłość oraz styl

Burmistrz to taki ktoś jak Ty

Polityk, co ma realne sny

I program, więc to na pewno Ty

Poprowadź Łaziska poprzez reform dni

- Przecież to jakieś kpiny są. Stara przeróbka szlagieru dla Kwaśniewskiego ma być moją częścią szopki - zdenerwował się Aleksander Wyra, burmistrz Łazisk Górnych.

Wodzirej bronił swojego pomysłu.

- To jest dobre porównanie. Nie pamięta Pan? Każda Polka kocha Olka. Kwaśniewski to jest gość i Pana też trzeba wykreować na dobrego przywódcę…

- Dlaczego dobrego tylko przy wódce? Nasz Olek jest ogólnie i generalnie w porządku gość - wtrącił się do rozmowy Mirosław Blaski, burmistrz Orzesza.

- A tak przy okazji, to poproszę na słówko - Blaski dyskretnie ujął Kewina za łokieć.

- Coś nie tak?

- Dlaczego śpiewałeś Oleś, Oleś?

- Śpiewałem Olek.

- Słyszałem „ś” na końcu.

- Może śledzik mi do zęba wszedł i trochę zaświszczało. Na premierze będzie Olek, ale co Pan ma z tym Olesiem?

- Wybory z nim wygrałem.

- To chyba gitara jest?

- Jest i nie jest. Oleś uprawia średniowieczne sztuki walki i wywija mieczem…

- Eee, ten Oleś to widać fajny koleś.

- Nie znasz się na polityce i nie dajesz mi skończyć. Chodzi o to, że obecna władza podobno planuje zmiany w ordynacji wyborczej. Nie chcą ustąpić Kukizowi i nie zgodzą się na okręgi jednomandatowe. Z drugiej strony ludzie narzekają na metodę d’Hondta. I dlatego w stulecie odzyskania niepodległości i tysiąclecie powstania państwa polskiego, rząd chce wrócić do naszych polskich korzeni, do fundamentów demokracji piastowskiej.

- A co oni wtedy robili?

- Jak mieli jakiś problem to się naparzali na miecze. I tak mają podobno wyglądać wybory w 2023 roku. Jak mi ktoś rzuci wyzwanie, to będę musiał walczyć i bronić stanowiska, a przecież Olesiowi nie dam rady.

Kewin podrapał się po żelowanych włosach.

- Coś wymyślę, bo Cię lubię. Moja agencja ma kontakty z menedżerem Pudziana. Zamelduj go w Orzeszu i zrób swoim zastępcą. Jak będzie walka to go wystawisz. Pudzianowi nawet Oleś nie da rady - Kewin protekcjonalnie klepnął burmistrza w kolano i poszedł w stronę sceny.

Kiedy sięgał po mikrofon szarpnęła go za rękę Barbara Prasoł, wójt gminy Wyry.

- Kewinku mój złoty, musimy też zmienić zwrotkę o Wyrach i Gostyni.

- A co się nie podoba? Ten fragment, że w herbie trzeba dorysować mysz? To taki żart był i się dobrze rymuje z kolejnym wersem.

- Mysz ci się z niczym, a raczej z nikim nie kojarzy - zapytała złowieszczo pani wójt.

- No poznałem kilka myszek, ale coś konkretnego w Wyrach albo Gostyni, to raczej nie - Kewin zaczął się nerwowo kręcić, bo wiedział, że z Barbarą Prasoł nie ma żartów.

- No to nie odrobiłeś lekcji, a fakturą to możesz sobie…- wójt nie dokończyła myśli.

Robiło się nieprzyjemnie i nerwowo, a mieli do przerobienia jeszcze kilka zwrotek.

- Panie burmistrzu! Proszę się nie smucić, bo już bierzemy Mikołów na tapetę - Kawin pomachał do Stanisława Piechuli, który od dobrej godziny ponuro wpatrywał się w ekran ipoda analizując statystykę polubień na facebooku.

Słonko świeci, wiatr wesoło hula

Gdy rządzi nami Stanisław Piechula

Płaczą ze szczęścia matki, kwilą słodko wnuczęta…

- Jakie wnuczęta?! Co to ma być, szopka dla ludu czy jakaś opozycyjna ustawka - spokojny zazwyczaj burmistrz Piechula trzasnął pięścią w stół.

- No to zmienimy wersy - wydukał przerażony Kewin - może tak:

Słonko świeci, wiatr wesoło hula

Gdy rządzi nami Stanisław Piechula

Cieszy się Polska od Płońska do Radomska…

- Co?! Spośród dziesiątek tysięcy polskich słów musiałeś wykorzystać akurat te dwa: wnuczęta i Radomsko, jakby innych nie było. Nie zapłacę ani złotówki za tę farsę - huk przewróconego krzesła, na którym siedział burmistrz, głośnym echem odbił się od nisko podwieszonego sufitu.

- Proszę dać spokój wodzirejowi. Impreza jest dotowana ze środków gminy i w trybie dostępu do informacji publicznej żądam wyjaśnień, dlaczego ja i pani Radomska nie możemy wystąpić w szopce. Ma Pan tydzień na odpowiedź. W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie - jak zawsze opanowany Artur Wnuk wycelował palec, a później dmuchnął w jego końcówkę, jak Jonh Wayne robił to z rewolwerem.

Zapadła nerwowa cisza. Milczenie przerwał młody, sympatyczny mężczyzna.

- A o mnie nic nie będzie? - zapytał z żalem.

- A Pan kto jesteś? - Kewin z niepokojem spojrzał na przybysza.

- Kotyczka. Marcin Kotyczka, nowy wójt Ornontowic.

- Nowi muszą poczekać w kolejce do następnej szopki. Ma Pan rok. W tym czasie trzeba zrobić coś dobrego, a najlepiej złego, bo wtedy udział w spektaklu jest gwarantowany.

- Coś wymyślę - mruknął niepocieszony wójt.

Kewin klasnął w dłonie.

- Proszę Państwa, w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Jeżeli nie chcecie aluzji do sytuacji w waszych miejscowościach, to skupmy się na przekazie uniwersalnym. Zaśpiewajmy coś wesołego, regionalnego, świątecznego i neutralnego politycznie.

I zanucił:

Hej kolęda, kolęda, zabił wieprzka Gawęda.

Gawędzina płakała, bo wieprzka nie miała

Gawęda się śmioł, bo krupnioki mioł.

- Proszę do mnie podejść z jakimś dokumentem tożsamości i certyfikatem uprawniającym do prowadzenia imprez publicznych. Myślę, że ta prowokacja polityczna będzie Pana drogo kosztować - milcząca dotychczas poseł Izabela Kloc znaczącym gestem sięgnęła po telefon.

- Proszę nie dzwonić do ABW, CBA i CBŚ. Ja nie miałem niczego złego na myśli. To stara ludowa piosenka… - Kewin z nerwów połykał końcówki słów.

- To kpina z senatora Gawędy z naszego okręgu wyborczego - przerwała mu ostro posłanka.

- Jakim echem to przedstawienie odbiłoby się w opozycyjnych mediach? Nie widzi Pan, co się dzieje w kraju i Unii Europejskiej. Nie wie Pan, o co toczy się gra. Jaką Pan w tym wszystkim gra rolę…

- A może ten wieprzek był zarażony ASF. Wasz rząd sobie nie daje z tym rady - zakpiła Mirosława Lewicka, lekarz weterynarz i radna z PO.

- Zaraza zaczęła się panoszyć, kiedy rządziła PO-PSL. Wszystko musimy po was sprzątać - nie pozostała dłużna Izabela Kloc.

Końcówce tej kłótni przysłuchiwał się Adam Lewandowski, szef powiatowego PiS i wiceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Podobnie, jak Duży, też nosił czarny kapelusz, którym bawił się teraz, aby uspokoić nerwy. Zebrał się w końcu na odwagę i krzyknął: Stop!

Zaaferowane towarzystwo dopiero po chwili dostrzegło i usłyszało domagającego się głosu Lewandowskiego.

- Ludzie kochani, święta idą. Jak nie potrafimy się dogadać, to chociaż się nie kłóćmy. Dajcie mi szansę. Mam pomysł na piosenkę optymistyczną, międzypokoleniową, z elementami świątecznymi, a w dodatku ekologiczną, promującą zdrową, polską żywność.

- Dawaj Adam! - z sali zaczęły płynąć głosy zachęty.

Lewandowski ujął kieliszek w dłoń, zaczerpnął tchu i donośnie zaśpiewał:

Niech nam Gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, a kto z nami nie wypije niech go…


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama