Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 19 maja 2024 10:34
PRZECZYTAJ!
Reklama

Europejska bitwa o Śląsk

Rozmowa z Izabelą Kloc, posłem do Parlamentu Europejskiego
Europejska bitwa o Śląsk

- Politycy z obozu  rządzącego zapowiadają wznowienie starań o nadanie śląskiej godce statusu języka regionalnego. 

- Nawet jeśli ich intencje są szlachetne, wygląda to tak jakby chcieli odwrócić uwagę od zagrożeń, które mogą – w dosłownym sensie – zniszczyć Śląsk. Mowa o planach Komisji Europejskiej, która zapowiada redukcję emisji dwutlenku węgla o 90 proc. do 2040 roku. To szalony plan, podszyty ideologią, chciwością i strachem przed utratą władzy. Ważną postacią w grupie trzymającej władzę w Unii Europejskiej jest Donald Tusk. Rodzi to obawy, czy polski rząd stanie murem za Śląskiem, kiedy Bruksela zacznie wcielać w życie swoje utopijne pomysły. W ubiegłym miesiącu polskie i europejskie media obiegły słowa  wiceminister klimatu Urszuli Zielińskiej, która zapowiedziała, że Unia Europejska, w tym Polska,  do 2040 roku powinna zredukować emisję dwutlenku węgla aż o 90 proc.  Od razu pojawiły się sprostowania, że nie jest to stanowisko ministerstwa ani polskiego rządu. Czyżby? 

- W tym tygodniu Komisja Europejska  odkryła karty i oficjalnie zakomunikowała to, co wcześniej przemyciła do mediów wiceminister Zielińska.

-  Tym razem nie pojawiło  się już rządowe ani ministerialne sprostowanie.  Bruksela zaleciła redukcję emisji dwutlenku węgla o 90 proc. do 2040 roku. Wyniszczający pakiet „Fit for 55”  zamiast przyhamować nabierze jeszcze większego tempa. Co nas czeka, jeśli po 2024 roku ekipa rządząca Unią Europejską utrzyma władzę i zrealizuje swoją lewicowo-zieloną  utopię?  Tak drastyczna redukcja emisji CO doprowadzi do upadku praktycznie wszystkich gałęzi gospodarki. Nie wytrzyma tego energetyka, motoryzacja, budownictwo mieszkaniowe, przemysł, rolnictwo, a nawet turystyka międzynarodowa, ponieważ loty „paliwożernymi” samolotami staną się dobrem luksusowym. Wymusi to zmianę stylu życia, która najbardziej uderzy po kieszeni młode pokolenia, będące – paradoksalnie –  największymi miłośnikami radykalnej polityki klimatycznej. Elektryczne samochody, pasywne energetycznie domy i wiele innych dóbr znajdzie się poza zasięgiem finansowych możliwości przeciętnych Europejczyków. 

- Są to dolegliwości na poziomie indywidualnej konsumpcji, ale jest też cała paleta zagrożeń związanych z funkcjonowaniem Unii Europejskiej. 

- I tak już osłabiona unijna gospodarka utraci resztki konkurencyjności. Bruksela chce we wszystkich budynkach instalować panele słoneczne i pompy ciepła, ale podzespoły do tych urządzeń pochodzą głównie z Chin. Podobnie jest rolnictwem. Docelowo Bruksela chce mocno zredukować, a być może zlikwidować produkcję mięsa. Nie oznacza to, że Europejczycy staną się wegetarianami albo przerzucą  na robaki.  Po prostu zostaniemy zmuszeni do jedzenia wołowiny z Ameryki Południowej i kurczaków z amerykańskich „fabryk” żywności. Ten mechanizm Unia Europejska przerabia już na surowcach energetycznych. Upada europejski przemysł oparty na węglu, ale nie oznacza to, że zmniejsza się globalna emisja CO2. Przedsiębiorcy zwijają swoje interesy z Unii Europejskiej i przenoszą do krajów, gdzie klimatyczna ideologia nie niszczy gospodarczych reguł. Nie ma więc mowy o ograniczeniu, lecz jedynie o przesuwaniu emisji. Dwutlenek węgla ma się „dobrze”, jaki nigdy wcześniej.  W ubiegłym  roku światowa produkcja węgla przekroczyła 8,8 miliarda ton. Był to historyczny rekord, który być może zostanie pobity w tym roku. 

- Podobno chińskie kopalnie w cztery dni produkują tyle węgla ile polskie górnictwo przez rok. 

- Ursula von der Leyen nie ma jednak odwagi aby zadzwonić z pretensjami do sekretarza generalnego Xi Jinpinga. Woli spektakularnie i propagandowo  niszczyć polskie górnictwo, bo daje jej to polityczny zysk. Przez cynizm i zaślepienie eurokratów najbardziej traci Polska, której gospodarka wciąż opiera się na węglu.  Niestety,  największą ofiarą zaostrzenia unijnej polityki klimatycznej stanie się Śląsk.   Marzena Czarnecka,  minister Przemysłu i Borys Budka, minister Aktywów Państwowych, chwalą się, że „załatwili” w Brukseli zgodę na 300 mln euro pomocy publicznej dla górnictwa. Brzmi to jak ponury żart. Nie ma chyba nikogo, kto potrafiłby oszacować koszt transformacji energetyczno-gospodarczej naszego regionu. W 2021 roku podczas konferencji „Śląski Ład” eksperci mówili nawet o bilionie złotych, ale to było trzy lata temu. Od tamtego czasu minęła cała epoka. Mamy wojnę, kryzys energetyczny i ciągłe dociskanie „zielonej” śruby. 

- Ile będzie kosztowała transformacja energetyczno-gospodarcza?

- Nie wiemy, ile kosztować będzie transformacja Śląska, ale na pewno Polska nie ma takich pieniędzy i nie da nam ich Unia Europejska. Bruksela sama nie ma pomysłu, z czego sfinansować kolejne, mordercze pakiety klimatyczne i sięga tam gdzie zawsze – do portfeli Europejczyków. Podczas ostatniego szczytu klimatycznego COP28,  Ursula von der Leyen zapowiedziała, że potrzebuje kolejnych bilionów euro na  transformację. Oznacza to nowe podatki, zakazy,  Media, mentalnie i finansowo  uzależnione od Brukseli pieją z zachwytu, że w skali kontynentalnej przejście na zielone tory może kosztować ponad 30 bilionów euro. Dlaczego nikt nie zadaje oczywistego pytania, kto na tym zarobi? Czy nikt już nie ogląda amerykańskich filmów kryminalnych, gdzie główna zasada szanujących się detektywów brzmi: idź śladem pieniędzy, a trafisz do przestępcy.  Frans Timmermans, którego nazwisko zapisze się czarnymi zgłoskami w historii Europy, jako głównego ideologa klimatycznej utopii, lubił powtarzać, że Zielony Ład powiedzie się tylko wtedy, jeśli poradzą sobie z tym wszystkie unijne państwa i regiony.   Być może  ograniczenie emisji dwutlenku węgla o 90 proc.  jest do zrobienia w Szwecji, gdzie  40 proc. energii pochodzi z elektrowni wodnych, a reszta z wiatru i słońca.  Na drugim biegunie jest jednak Polska. Udział węgla w naszym miksie energetycznym wynosi ok. 70 proc. Nie jest to wina PiS, lecz dziedzictwo PRL. Szwedzi mają rzeki i jeziora, a naszym dobrem naturalnym jest węgiel. Kiedy Polska powstawała z powojennych ruin, nie miała innego wyjścia jak oprzeć swój rozwój na „czarnym złocie”. I to się nie zmieni w przewidywalnej przyszłości, bo na szybkie pożegnanie z węglem nie mamy  pieniędzy ani możliwości technicznych.  Timmermans wykrakał. Zielony Ład się nie powiedzie, ale nie tylko z powodu Śląska.

- Protesty przeciwko polityce klimatycznej Brukseli na masową skalę rozpoczęli  rolnicy.

- Trudno o grupę zawodową bardziej związaną z ziemią, przyrodą i ekosystemem. Rolnicy zrozumieli, że największym wrogiem klimatu i środowiska jest Europejski Zielony Ład, który destabilizuje gospodarkę i niszczy relacje społeczne, a takie eksperymenty zawsze źle kończą się dla natury. Niewygodne fakty  o skutkach polityki klimatycznej gaszone są armatkami wodnymi, ale prawdy nie da się zatopić. Dziś na ulice wyszli rolnicy, jutro przyjdą robotnicy z zamkniętych (także polskich)  fabryk, a pojutrze zjawi się młodzież, ograbiona ze złudzeń i  oszukana „zieloną” utopią. Tak się zaczyna europejska Wiosna Ludów 2024, ale ona nie musi się dziać tylko na ulicach. W czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Pojawi się ostatnia szansa, aby powiedzieć „stop” ideologicznemu szaleństwu, które ciągnie na dno Europę i pół miliarda jej mieszkańców. Wybory do europarlamentu staną się polem  bitwy o naszą przyszłość. Europa będzie dumna i bogata albo stanie się pośmiewiskiem świata, uzależnionym od Chin i wystawionym na żer imperialistycznej Rosji. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama