Ewa Prochaczek jest mikołowską artystką o wszechstronnych zainteresowaniach. Tworzy, m.in. biżuterię, komponuje i śpiewa, maluje obrazy, pisze książki i wiersze. Często gościła w naszej gazecie w roli bohaterki bądź autorki tekstów. Teraz wraca na łamy jako komisarz wystawy obrazów trochę zapomnianego, ale wyjątkowo utalentowanego, mikołowskiego artysty.

Historia bliźniaków Jelitko jest gotowym scenariuszem na świetny, wzruszający film.
Urodzili się w 1943 roku, a swoje życie związali z Mikołowem. Los obdarzył obu wielkim talentem, choć nie chodzili do żadnych szkół artystycznych. Obaj lubili czytać, a domowy księgozbiór wiele mówił o ich zainteresowaniach i charakterze. Na półkach stały tylko książki sakralne i albumy o malarstwie.

Joachim pięknie grał na cytrze.
Do tego stopnia, że Kazimierz Kutz zaangażował go do filmu „Perła w koronie”, gdzie grając na swoim ukochanym instrumencie zagrzewał ludzi do pomocy walczącym górnikom. To nie był jego jedyny talent. Joachim wypracował technikę rysunku, w której linie i kreski tworzył za pomocą lutowanego cyną drutu. Jego „Rydwan rzymski” i inne dzieła wielokrotnie pokazywano na wystawach. Metaloplastyczne zainteresowania rozwijał po pracy w Kopalni Doświadczalnej „Barbara” w Mikołowie, gdzie był zatrudniony przy obsłudze kotłów.

Paweł malował i rysował.
Z zawodu był malarzem budowlanym, ale nie rozstawał się ze szkicownikiem, piórem i ołówkiem. Kiedy schła farba na ścianach, wyciągał swoje przybory i rysował widoki za oknem. Malował też kredkami szkolnymi albo tuszem kreślarskim. Właśnie te obrazy świadczą o jego niebywałym talencie. Jeden z autoportretów powstał z kresek, naniesionych szkolnymi kredkami. Dzięki temu „kreseczkowaniu” obraz migocze, jakby go obsiadły kolorowe robaczki świętojańskie. Paweł malował też farbami olejnymi. W ten sposób powstał jeden z jego najlepszych obrazów „Znój węglarza i koni”.

- Ta praca wydaje się być najlepszym dowodem na fascynację artysty malarstwem Vincenta Van Gogha. Grube malowanie farbą olejną, tak charakterystyczne dla tego mistrza impresjonizmu, posłużyło Pawłowi Jelitko jako swoisty styl naśladowania mistrza, ale we własnym klimacie i śląskiej scenerii - mówi Ewa Prochaczek, komisarz wystawy obrazów mikołowskiego „Van Gogha”, która w połowie kwietnia została otwarta w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Katowicach.

To wydarzenie odbiło się szerokim echem na śląskich salonach artystycznych.
Za wcześnie mówić o konkretach, ale Ewa Prochaczek chce zainteresować mikołowskim artystą regionalne placówki kulturalne. Nie zmienia to faktu, że jego dorobek na zawsze pozostanie ważnym elementem mikołowskiego dziedzictwa kulturowego i musimy o tę spuściznę zadbać.
Paweł Jelitko zmarł w 2009 roku. Jego obrazy można podziwiać w podziemiach parafialnej kawiarenki kościoła pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy na mikołowskiej Recie. To dar Małgorzaty Górnioczek, siostry artystów. Jest to przyjazne i dobre miejsce, ale kolekcji mikołowskiego „Van Gogha” trzeba stworzyć bardziej profesjonalne warunki. Potrzebne są, m.in. antyramy oraz konstrukcje pozwalające zawieszać obrazy pod sufitem, tak aby nie musiały być oparte o ściany albo kaloryfery.

- Apeluję do samorządów, instytucji, firm, a także osób prywatnych, którym nie jest obojętne kulturowe i historyczne dziedzictwo Mikołowa. Nie pozwólmy obrazom Pawła Jelitko odejść w zapomnienie - przekonuje Ewa Prochaczek.

Beata Leśniewska

Ewa Prochaczek, komisarz wystawy obrazów Pawła Jelitko.
Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w obrazach Pawła Jelitko i jestem przekonana, że nikt nie przejdzie obojętnie obok twórczości tego niezwykłego, mikołowskiego artysty. Musimy uratować jego dzieła przed zapomnieniem, bo jest ważnym elementem dziedzictwa kulturowego nie tylko naszego miasta ale całego Śląska.
Napisz komentarz
Komentarze