Polską od 20 lat naprzemiennie rządzi duopol Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Wbrew pozorom obaj hegemoni mają wiele wspólnych cech, a jedną z nich jest brak wśród partyjnych elit ludzi ze Śląska. Jeszcze nigdy nie było tak, aby w ścisłym, decyzyjnym kręgu obu partii znalazł się ktoś z naszego regionu. Miałem kiedyś okazję zapytać o to ważnego polityka jednego z tych obozów.
- Czego tu nie rozumiesz? Warszawa boi się Śląska i woli ludzi stamtąd trzymać na bezpieczny dystans - odparł.
Nie znaczy to, że nasz region jest nieważny w polityce.
Wręcz odwrotnie. Jest takie powiedzenie, że kto wygrywa wybory na Śląsku ten zwycięża w całej Polsce. Czasami ta reguła się sprawdza, ale nie zawsze. Pięć lat temu prezydentem został Andrzej Duda, choć w naszym regionie lepszy wynik miał Rafał Trzaskowski. Nie zmienia to faktu, że ze względu na liczebność Śląsk jest prawdziwym zagłębiem wyborczych głosów. Skoro wszyscy o tym wiedzą, dlaczego w tej kampanii nikt nie próbuje zagrać regionalną kartą? Odpowiedzi mogą być dwie, w tym jedna spiskowa. Nie można wykluczyć, że kandydaci wiodących partii, którzy zapewne między sobą rozstrzygną decydujące starcie, nie chcą zbyt dużo nam obiecywać, aby nie wypuszczać śląskiego dżina z butelki. Oczywiście nie musi to być prawdą.
Być może nie chodzi o spisek, lecz o zwyczajną, polityczną odwagę, a raczej jej brak.
Dlaczego żaden z kandydatów nie pokusił się o realną diagnozę sytuacji makroekonomicznej i geopolitycznej województwa śląskiego? Wiadomo, że w czasie kampanii wyborczej nie mówi się prawdy, lecz tylko banały, które ludzie chcą usłyszeć. Mimo wszystko, Ślązacy zasługują, aby mówić do nich otwartym tekstem. A jest o czym rozmawiać. Unia Europejska nie zamierza odstąpić od największego i najdroższego projektu w swojej historii. Mowa oczywiście o Zielonym Ładzie. Pomijając dorabianą do tego ideologię, plan polega na eliminacji węgla z unijnej gospodarki i zastąpieniu go odnawialnymi źródłami energii. Na transformacji energetycznej można zarobić kilkanaście bilonów euro i ludzie dopuszczeni do tego „dealu” nigdy nie odpuszczą. Przypomnijmy, że największym, wciąż aktywnym gospodarczo regionem górniczym w Unii Europejskiej jest Górny Śląsk. Bezpośrednio i pośrednio pracuje u nas w tej branży około 400 tys. ludzi. Są wśród nich także pracownicy Elektrowni Łaziska i kopalni Bolesław Śmiały. Za kilka lat ich zakłady pracy zostaną zamknięte, choć z ekonomicznego i technicznego punktu widzenia nic im nie dolega. Czy przyszły prezydent Polski będzie w stanie zatrzymać agonię górnictwa, nawet jeśli będzie miał przychylny sobie rząd? Oczywiście, że nie. Polscy politycy nie mają tyle odwagi co Donald Trump, aby wbrew silnemu, „zielonemu” lobby przywrócić węgiel do łask. Nie mają też takiej politycznej siły co Niemcy, którzy - nic sobie nie robiąc z Brukseli - zwiększyli w tym roku produkcję energii z węgla kamiennego i brunatnego. Powodem jest krach na ich rynku zielonej energii. W Niemczech słabo wiało i padało, a elektrownie wodne ucierpiały z powodu suszy. Ubytki odnawialnej energii sięgnęły kilkudziesięciu procent, więc Berlin sięgnął po stary, dobry węgiel.
Wszyscy wiemy, że Śląsk ma ogromny potencjał, ale jest bez szans w starciu z rozpędzoną anty-węglową machiną, finansowaną i moderowaną politycznie przez Unię Europejską.
Ktoś powie, że epoka surowcowo-przemysłowa musi odejść do lamusa. Może i tak, ale na dobre przecież trwa era cyfrowa, która dzięki sztucznej inteligencji wchodzi na nowe, niewyobrażalne wcześniej poziomy. USA i Azja pod względem nowoczesnych technologii już dawno uciekły Unii Europejskiej, ale być może jest w tym jakaś szansa dla Śląska. Na europejskim, zacofanym rynku moglibyśmy znaleźć dla siebie cybernetyczne nisze, ale do tego trzeba nie tylko pieniędzy i komputerowych geniuszy, ale także politycznej woli. Niestety żaden z kandydatów nie zaproponował, aby uruchomić w naszym regionie polską krzemową dolinę. Kandydaci prawicowi, Karol Nawrocki i Sławomir Mentzen, tradycyjnie wołają o szansę dla węgla, ale bez konkretnego pomysłu, jak chcą obejść Europejski Zielony Ład nie wchodząc w ostrą kolizję z Unią Europejską. Z kolei Rafał Trzaskowski niewiele, a raczej nic nie może, bo Koalicja Obywatelska, której jest wiceprezesem, płynie z unijnym, głównym nurtem. Ostatnim politykiem dużego formatu, któremu zależało na Śląsku i sporo zrobił dla naszego regionu był Edward Gierek. Oczywiście, nie piszemy tego z nostalgii za czasami PRL. Gierek, mimo ograniczeń poprzedniego systemu, dostrzegał w Śląsku szanse i możliwości. Obecne elity władzy, choć żyjemy w czasach nieograniczonych możliwości, widzą tylko problemy i wyzwania.
Szkoda, że finiszująca kampania wyborcza jest tak słaba, a momentami wręcz żenująca.
Została oparta - jak całe życie publiczne w Polsce - na emocjach, złośliwościach i hejcie. Wynik tych wyborów może mieć duże znaczenie dla bieżącej polityki, ale kampania do historii nie przejdzie. Jeśli ktoś pochyli się nad nią za 20-30 lat, to co przeczyta? Że Polacy w 2025 roku emocjonowali się pływaniem z rekinami jednego z kandydatów i kawalerką jego największego rywala. Co o nas pomyślą? Że byliśmy tak głupi czy tak szczęśliwi, że nie mieliśmy na głowie poważniejszych problemów. Pocieszające jest jedynie to, że w przyszłym wydaniu gazety zakończymy cykl publikacji o wyborach prezydenckich. Omówimy wyniki i wrócimy do tematu za pięć lat.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze