Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 14 maja 2024 10:26
PRZECZYTAJ!
Reklama

Smarują tuby

Aż 310 tys. zł z budżetu miasta chce w tym roku przeznaczyć Stanisław Piechula, nowy burmistrz Mikołowa, na dotacje dla miejskiego biuletynu. Do „Gazety mikołowskiej” muszą więc dokładać się wszyscy mieszkańcy, choć po ten miesięcznik sięga mniej więcej co 20 mikołowianin. Ci, którzy czytają, płacą podwójnie, bo gazeta kosztuje w kiosku trzy złote.

W ubiegłym roku pisaliśmy o precedensowym orzeczeniu wrocławskiej Regionalnej Izby Obrachunkowej, która negatywnie oceniła wydawanie przez burmistrza Trzebnicy swojej gazety. Na władze lokalne jest w tej sprawie wywierana coraz większa presja. Wiele organizacji, w tym Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, zabiega u parlamentarzystów i prezydenta RP, aby ustawowo rozwiązać problem psucia medialnego rynku przez finansowane z miejskich budżetów biuletyny, które udają gazety, choć nimi nie są.

Wolne, niezależne od władz media są fundamentem demokracji.

Wolność prasy była jednym z najważniejszych postulatów strony opozycyjnej podczas rozmów okrągłego stołu. Przez ćwierć wieku polskiej demokracji, w skali kraju udało się zbudować rynek komercyjnych, niezależnych mediów. Niestety, ostoją prasy sterowanej i finansowanej z publicznych pieniędzy, stały się samorządy. Prezydenci, burmistrzowie i wójtowie bronią i finansują swoje biuletyny, wskazując na ich zadania społeczne i obywatelską misję. Prawda jest taka, że jedyną misją takich gazetek jest konserwowanie aktualnego układu władzy. W gazetach wydawanych przez magistraty albo podległe im jednostki nie ma nawet namiastki niezależności. Zresztą, jak może być inaczej, skoro pracodawcą dla redaktora naczelnego jest burmistrz. „Gazeta Mikołowska” jest tego modelowym przykładem. Przez lata każdy numer otwierał felieton „nadredaktora” Marka Balcera. Wielu mieszkańców liczyło na to, że po zwycięskich wyborach Stanisław Piechula, nowy burmistrz, zmieni zasady funkcjonowania podległego magistratowi biuletynu. Zmieniło się, ale na gorsze. Stanisław Piechula zdecydował się na upublicznienie projektu budżetu ze wszystkimi jego detalami. I chwała mu za to, bo poprzedni burmistrz nie dzielił się z mieszkańcami swoimi planami finansowymi. Budżet na 2015 rok przygotował poprzedni burmistrz. W styczniu muszą go przyjąć (lub nie) radni. Stanisław Piechula siłą rzeczy nie jest w stanie radykalnie przemeblować tegorocznych planów finansowych. W niektórych pozycjach budżetu udało mu się jednak wprowadzić korekty. Balcer zaplanował dla „Gazety Mikołowskiej” 300 tys. zł dotacji. Piechula podbił stawkę dorzucając jeszcze 10 tys. zł.

Nie jest to posunięcie podnoszące jakość społeczeństwa obywatelskiego w Mikołowie.

Zasadniczą wątpliwość budzi już sama wysokość tej dotacji. Nakład gazety wynosi 2600 egzemplarzy (mniej więcej osiem razy mniej, niż „Naszej Gazety”). Jej objętość, format i poziom edytorski nie powalają na kolana, więc trudno mówić o generowaniu wysokich kosztów wydawniczych. Mamy nadzieję, że podczas zbliżającej się sesji budżetowej któryś z radnych zbierze się na odwagę i zapyta burmistrza, na co konkretnie idzie 310 tys. zł. Druga sprawa to zasadność dotacji. Skoro „Gazeta Mikołowska” jest płatna i publikuje komercyjne ogłoszenia to znaczy, że wydawca akceptuje rynkowe reguły gry. A zasada jest tutaj prosta. Słabe gazety padają, kiedy nie sięgają po nie czytelnicy i rezygnują reklamodawcy. Wyjątek od tej reguły stanowią biuletyny samorządowe. Bez względu na poziom, jakość, atrakcyjność, ich byt zależy tylko od woli dobrego „wujka”, który aktualnie rządzi magistratem. Moralna dwuznaczność tej sytuacji polega na tym, że dotując swoje gazety, władze miasta sięgają do kieszeni podatników. Każdy mikołowianin, bez względu na to, czy czyta „Gazetę Mikołowską” albo nie wie o jej istnieniu, składa daninę na rzecz medialnej zabawki kolejnych burmistrzów miasta. Fani tej gazety płacą podwójnie, bo w kiosku kosztuje ona 3 zł. Ten artykuł jest kamyczkiem wrzuconym do ogródka nie tylko Stanisława Piechuli. Poruszyliśmy wątek mikołowski, ponieważ burmistrz zdecydował się na pełną jawność finansów i problem stał się publiczny. Proceder utrzymywania własnych mediów dotyczy pozostałych burmistrzów i wójtów naszego powiatu oraz starosty mikołowskiego. Wszyscy oni finansują z miejskich pieniędzy gazety, które pełnią, m.in. rolę tuby propagandowej władzy. Z demokracją lokalną ma to niewiele wspólnego.

Jerzy Filar 

 

Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa:
Chcę wiele rzeczy zrestrukturyzować, robić bardziej opłacalnymi i finansującymi się, ale dopiero zaczynam i nie chcę niczego od początku popsuć, a ewolucyjnie rozwijać i udoskonalać, Gazeta Mikołowska też jest celem moich działań.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama