Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 13 maja 2024 22:58
PRZECZYTAJ!
Reklama

Europa we własnych sidłach

Rozmowa z Bolesławem Piechą, posłem do Parlamentu Europejskiego - Stany Zjednoczone dominują na świecie pod każdym względem. Chiny są piekielnie ambitne i zrobią wszystko, aby je dogonić. Rosja agresją próbuje odbudować geopolityczną pozycję. Jak, w tym światowym kotle, scharakteryzować Europę?- Europa jest hedonistyczna, skupiona na konsumpcji i poprawna politycznie. Europie jest dobrze i dlatego udaje, że nie interesuje jej zamieszanie, jakie panuje w świecie. Za wszelką cenę chce uniknąć destabilizacji i mieć święty spokój.

- Ale świętego spokoju nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. Dlaczego Unia Europejska nawet boi się nazwać po imieniu rzeczy, które dzieją się za jej wschodnią granicą?
- Europa jest pacyfistyczna i nawet jeżeli gdzieś toczy się wojna, to nie zostanie ona tak nazwana. Poza tym, nie wszyscy postrzegają zagrożenie ze strony Rosji, w taki sposób jak Polacy.

- Radykalnych islamistów Europa też się nie boi?
- Europa, nawet jeżeli boi się Islamu, to nie powie tego głośno. W stosunku do skali tego zagrożenia, narracja unijnych elit jest wyjątkowo liberalna i łagodna.

- Czego w takim razie boją się elity Unii Europejskiej?
- Nie uwierzy Pan.

- Stanów Zjednoczonych?
- To też, ale w wielu wpływowych środowiskach całkiem poważnie największy strach budzi odradzający się faszyzm. Daleki jestem od lekceważenia tego problemu, ale ekscesy skrajnych ruchów prawicowych nie stwarzają takiego zagrożenia, jak coraz trudniejszy do opanowania terroryzm albo konflikt ukraiński, który grozi wybuchem wojny. Faszyzm jest lękiem zastępczym. Bezpieczniej jest straszyć opinię publiczną neonazistami, niż radykalnymi islamistami albo przywódcą nuklearnego mocarstwa.

- Polska żyje trochę na uboczu głównego nurtu europejskich fobii. Niewiele mówi się u nas o TTIP, czyli wielkiej umowie handlowej między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Tymczasem w całej Europie zebrano ponad półtora miliona podpisów przeciwko temu porozumieniu. TTIP krytykują wpływowe media i część „postępowych” unijnych elit. Dlaczego Europa boi się Ameryki?
- Europa boi się dynamizmu, racjonalności i pomysłowości Stanów Zjednoczonych. Amerykanie rozwiązują problemy, europejczycy je celebrują. Szukają przyczyn, zastanawiają się nad konsekwencjami, debatują w nieskończoność w nadziei, że problem rozwiąże się sam. Generalnie, Unia Europejska boi się gospodarczej i kapitałowej dominacji Ameryki. Za oceanem nie mają takich problemów, jakie my stworzyliśmy u siebie. W Stanach Zjednoczonych nie obowiązują, m.in. restrykcje klimatyczne, wpływające na metody produkcji i cenę energii. Amerykanie nie nakładają na swoją gospodarkę żadnych kagańców, a Unia Europejska wszystko chce regulować i reglamentować. Umowa TTIP może boleśnie obnażyć nasze słabości.

- Europa boi się gospodarczej dominacji Ameryki, mimo że może ona zapewnić rzecz najcenniejszą we współczesnym świecie – militarne bezpieczeństwo.
- Proszę nie oceniać kwestii europejskiego bezpieczeństwa z punktu widzenia Warszawy, ponieważ to nie jest perspektywa z najwyższego piętra. Kraje rozdające karty w Unii Europejskiej, a Polska do nich nie należy, w uzależnieniu się militarnym od USA nie dostrzegają rozwiązania problemu, ale kolejny problem.

- Na początku rozmowy wspomniał Pan o poprawności politycznej, która narzuca ramy, a raczej kaganiec na debatę publiczną w Unii Europejskiej. Czym się różni poprawność polityczna od cenzury?
- Praktycznie niczym. W krajach totalitarnych cenzura służy tylko do utrzymania władzy. Natomiast poprawność polityczna stała się narzędziem w znacznie ambitniejszym planie budowy nowego człowieka i społeczeństwa opartego na zasadach, które mają niewiele wspólnego z kulturowym i historycznym fundamentem Europy.

- Budowa nowego człowieka i społeczeństwa była eksperymentem społecznym, który bezskutecznie próbowało wprowadzić pokolenie obyczajowej rewolucji 1968 roku.
- Wtedy się nie udało, ale teraz ten utopijny plan ma spore szanse na realizację. Pół wieku temu obyczajowy i społecznym ferment rozgrywał się w przestrzeni ideowej i na zbuntowanych ulicach. Teraz w budowę nowego człowieka został wciągnięty aparat administracyjny Unii Europejskiej. Państwom członkowskim, kawałek po kawałku odbierane są kolejne kompetencje. O sposobie organizacji życia społecznego w coraz większym stopniu decyduje unijna, biurokratyczna machina.

- Rewolta z końca lat 60. ubiegłego wieku miała lewicowy, a raczej lewacki kontekst. Trudno mówić o dominacji tych partii w obecnej Unii Europejskiej.
- Tradycyjny podział na partie lewicowe, prawicowe i liberalne stracił na aktualności. Proszę powiedzieć, w imię jakich wartości Unia Europejska wprowadza swoje sztandarowe projekty, czyli prawo do nieograniczonej aborcji, legalizację małżeństw homoseksualnych lub ideologię gender, która usiłuje nam wmówić, że płeć nie jest uwarunkowana biologią lecz społecznym kontekstem?

- Dostajemy to w pakiecie „europejskich wartości” albo „praw człowieka”.
- Właśnie. Pod szczytnymi hasłami kryją się stare i znane lewackie pomysły, które znów stały się motorem obyczajowej i moralnej rewolucji. Problem polega na tym, że nie mówimy już o pseudonowoczesnych trendach, ale konkretnych regulacjach prawnych, narzucanych przez Unię w każdej dziedzinie. Kiedyś pod pojęciem „europejskich wartości” kryła się tolerancja, wolność, pracowitość, szacunek dla rodziny, duma z kulturowych korzeni mających silny związek z religią. Ale nastąpił obrót o 180 stopni. Jesteśmy uczestnikami wielkiego i groźnego eksperymentu społecznego. W ciągu jednego pokolenia mają zostać podcięte korzenie, które rosły przez tysiące lat.

- Jaki będzie „nowy człowiek”, ukształtowany według unijnych norm?
- Bezrefleksyjny, niesamodzielny, niezdolny do podejmowania decyzji i żyjący w strachu przed złamaniem zasad tolerancji politycznej.

- To się dzieje już. Londyńska policja nie rozbiła gangu pakistańskich bandytów z obawy o posądzenie o nietolerancję i rasizm.
- Jeżeli nie chcemy takich sytuacji musimy bronić europejskich wartości i przywrócić im właściwe znaczenie.

- Jaką rolę odgrywa Polska w targanej wewnętrznymi sprzecznościami Unii Europejskiej?
- Niewielką. Jest postrzegana, jako wykonawca woli Niemiec i jest to wina naszych, obecnych elit politycznych. Polska przy podejmowaniu każdej decyzji kieruje się obawą: „a co powiedzą o nas inni”. Większy szacunek, mimo wszystkich wątpliwości i kontrowersji, wzbudzają Węgry, które mają swoje zdanie i potrafią bronić interesu narodowego. Polska realizuje poprawność polityczną na szczeblu międzynarodowym, przez co nikt się z nami nie liczy.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama