O perypetiach mikołowskiego klubu napisaliśmy w ostatnich latach kilkanaście artykułów. Zawsze pojawiały się nowe wątki, które zamiast wyjaśniać tylko gmatwały sytuację. W lutym miała być ostatnia publikacja. Do klubu wszedł kurator sądowy, zwołał Walne Zgromadzenie, na którym wybrano nowego prezesa. Sposób w jaki to przeprowadzono wzbudził wiele kontrowersji i sprzeciwów, ale w przypadku AKS niejasności i wątpliwości są normą, wiec zostawmy ten wątek. Napisaliśmy wtedy tak: Jeżeli Michał Żyłka zostanie wpisany do KRS, trudno będzie podważyć legalność jego wyboru. Teoretycznie, decyzję sądu rejestrowego powinniśmy poznać do 30 dni. Minęło grubo ponad 200 dni i wciąż nie ma nowego wpisu w KRS. Według sądu prezesem jest nadal Zbigniew Piecha, a jego zastępcami Stefan Piszczek i Krzysztof Brysz, czyli ludzie którzy realną władzę w klubie stracili w 2015 roku. Prawie pięcioletnie rządy Krzysztofa Janeczka są prawną, czarną dziurą. Niedawno do katowickiego sądu zostały poproszone w charakterze świadków trzy osoby, aby zeznawały w sprawie klubu. Sędzina je przywitała i... pożegnała przepraszając za błędne wezwanie.
Okazało się, że w sądzie faktycznie toczyła się sprawa dotycząca AKS, ale nie ta, na którą wezwano tych świadków.
Brzmi to anegdotycznie, ale sytuacja jest prawdziwa i dobrze ilustruje zamieszanie wokół AKS. Przez pięć lat sporów do sądów trafiło wiele spraw i odwołań, które - niczym działa armatnie - wytaczali przeciwko sobie zwolennicy i przeciwnicy Krzysztofa Janeczka. Wciąż w obiegu prawnym są jego odwołania od odmownych decyzji KRS. Tylko po co to rozpatrywać, skoro nie jest już prezesem? Z drugiej strony, sąd to nie jest polityka, gdzie można kłaść grube kreski i zapomnieć o przeszłości. Jeśli Krzysztof Janeczek nie pojawił się w KRS to oznacza, że jego rządy były nielegalne. Władze miejskie i powiatowe, powołując się na swoich prawników, bagatelizowały problem sugerując, że sądowy wpis nie jest najważniejszy. Mamy nadzieję, że nie wierzyli w to, co mówili. KRS jest kluczowy dla firm i stowarzyszeń, bo porządkuje ich umocowanie prawne. Jeśli sąd odmawia wpisu do rejestru, to oznacza, że sprawa jest poważna. Władze Mikołowa musiały robić dobra minę do tej gry, bo z kieszeni podatników co roku przelewano do AKS około 400 tys. zł.
Od tego nie da się uciec, a wcześniej czy później stosowana instytucja zada pytanie o legalność tych transakcji.
Nic dziwnego, że w mieście i powiecie, który kasy nie daje, ale nadzoruje stowarzyszenia, jak zbawienia czekano na sądowego kuratora, który miał zrobić porządek w klubie. Jak się okazuje, pozbawienie Krzysztofa Janeczka władzy nie spowodowało, że wymiar sprawiedliwości zapomniał o mikołowskim klubie. Sprawy sądowe się toczą, a nowy prezes Michał Żyłka od siedmiu miesięcy czeka na wpis do KRS.(fil)
Napisz komentarz
Komentarze